Część II

Sobota, 20 września 1941 r.
Kremieńczug. Wschodnia Ukraina
Oddziały tyłowe niemieckiej Grupy Armii Południe

….

− Schneller! Los, an die Wand!! 1 − wrzeszczał młody esesman na środku podwórza starej cegielni.
Spod hełmu wystawały mu kępki przepoconych rudych włosów. Nie wiadomo, co go bardziej rozwścieczało − przerażenie czy potulność prowadzonych mężczyzn. A może tylko chciał się popisać przed starszym kolegą.
− Du! − warknął nagle do Wiktora. − Co się tak gapisz? − Najwyraźniej zaskoczyły go jego śmiałe, roześmiane oczy. Byli mniej więcej w tym samym wieku.
− Herr Scharführer – Wiktor pochlebił szybko Szwabowi, który był tylko unterscharführerem. Musiał za wszelką cenę ściągnąć uwagę Niemców, nim zastąpią ich Ukraińcy. − To nieporozumienie. Mein Vater ist Deutscher.
Esesman podszedł, podniósł do góry rękę w czarnej, skórzanej rękawiczce i uderzył go w twarz. Deutscher nie Deutscher − śledztwo było zamknięte. Zresztą to nie była jego działka, lecz gestapo.

str. 24

Początek października 1941 r.
Między Kremieńczugiem a Kijowem
Za linią frontu niemieckiej Grupy Armii Południe

….

Wstrzymanie egzekucji i wznowienie dochodzenia przez sąd SS, złożony w większości z samych smarkaczy, należały już do przeszłości i wydawały mu się jakąś nocną marą. Nie do wiary, Niemcy złapali się na jego list! Potem sprawa była dość prosta: w śledztwie trzymał się jak tonący brzytwy opowieści o studiach dentystycznych. Miał już absolutorium, ale przez wojnę nie zdążył uzyskać dyplomu.
W końcu przyszło to, czego się najbardziej obawiał: kazali wyrywać. Przed oczami stanęła mu natychmiast Wiesia ze swoimi pewnymi ruchami. I jego własne ćwiczenia na sucho. Cóż mu pozostało? Zaparł się nogami o ziemię i lewą ręką chwycił mocno szczękę wyznaczonego spośród więźniów „pacjenta”.
„Który ząb?” − zapytał, powtarzając sobie: „Umiesz. Świetnie umiesz”. Szarpnął. Współtowarzysz niedoli krzyknął.
„Wybacz, druhu” − pomyślał i o mało nie pogłaskał go po głowie. Strach go opuścił. Esesmani zażądali, żeby powtórzył swój wyczyn…
− Zdałem egzamin z sadyzmu − mruknął, wracając do celi. Ale w najśmielszych snach nie przypuszczał, że wyślą go po tym wszystkim do Warszawy po dyplom! Że zaczną mu wmawiać, że jest Niemcem, i namawiać, by wstąpił do formacji medycznej SS ...

str. 34

Poniedziałek, 6 kwietnia 1942 r.
Kremieńczug

….

– Doktorze Schulz, niechże pan, z łaski swojej, zestawi jeszcze te dwa słupki, a potem przygotuje szklaneczkę mojego ulubionego trunku.
– Jawohl, Herr General – odpowiedział Wiktor, szybko wracając do „słupków”, jak je nazywał Voth.
„No tak, czas na zawiesinkę” – pomyślał, patrząc na zegarek. Bawiło go, że od jakiegoś czasu szef służby zdrowia sam tych spraw pilnował.
Jednocześnie zrzucając na niego porządkowanie nudnych danych do raportów. Jeszcze przed chwilą podsuwał mu pod nos kolejne notatki z ilością wolnych i zajętych łóżek w szpitalach przyfrontowych, a teraz nie mógł się doczekać, kiedy skończy. Tak już funkcjonował: zacząć ostro, potem jak najszybciej przejść do syntezy i zapomnieć.

....

str. 119

Sobota, 18 lipca 1942 r.
Warszawa

….

Wyszedłszy z lokalu na Kruczej, Piotr o mało nie poszedł jak kiedyś Marszałkowską do politechniki i dalej przez Pole Mokotowskie aż do domu na Kieleckiej. Ech, przejść się chociaż raz pod oknami własnego mieszkania… Ale oczywiście zawrócił Alejami w kierunku Nowego Światu. Za Bankiem Gospodarstwa Krajowego skręcił na skwer przy Smolnej. Tam usiadł na ławce i z twarzą zwróconą ku nadwiślańskiemu niebu przywoływał, jak w kalejdoskopie, nieme twarze uwięzionych w Kijowie.
  Wanda. Jego oddana, święta Wandeczka.
  Julcia. Jego postrzelona, nieugięta Julcia.
  Nadzia. Jego uparta, skryta Nadziunia.
  Mura. Jego zmartwychwstała ze lwowskiej hekatomby, niestrudzona Mura.
  Witek. Jego nieustraszony, zaraźliwy Witek.
  Dach. Jego mądry, rozważny Dach.
  Kazimierz. Jego stary druh i … osioł.
Piotr przerwał bolesną litanię. Nagle przypomniało mu się spotkanie pierwszej ekipy zwiadowczej latem ubiegłego roku – jeszcze bez Dacha ani Kazimierza, jeszcze we Lwowie. Julcia, Marian, Staszek, Tońko, Zbyszek i Witek. Cóż to było za zderzenie osobowości. A jakie kłębowisko energii! Aż do wiosny przemierzali w tę i z powrotem Dzikie Pola i ani jedno nie wpadło.
Dopiero w końcu kwietnia spadł grom z jasnego nieba.

….

str. 164


1 Schneller! Los, an die Wand! – (niem.) Szybciej! Już, pod ścianę!

...
Ze wszystkich sił moich. Witek / Rudolf

Cena: 50 zł

Zamów