Jan siedział na ganku z pięcioletnim Wiktorem na kolanach i czekał, aż zapadnie wieczór. Gwałtowne światło dnia cofało się powoli, tu i ówdzie odzywały się świerszcze, ale zmęczenie i rozdrażnienie wciąż go nie odstępowały. Wydawało mu się, że żniwa ciągną się tego roku zbyt długo, że już nie zdążą ukryć zbiorów, a wtedy wejdą bolszewicy i puszczą wszystko z dymem... Joanna przywykła już zostawiać go u schyłku dnia samego i rozdzielała ostatnie prace pomiędzy Aśkę i Jaśka. Tymczasem mały Wiktor czyhał na ten moment, by wdrapać się na ojcowskie kolana: generalnie, kiedy tylko mógł, nie odstępował ojca na krok.
….str. 20
Sobota, 29 sierpnia 1931 r. Siedlce ….Pociąg stał na stacji w Siedlcach i stał. A oni sterczeli przed wagonem, z którego okna wisiał wychylony do połowy Wiktor i śmiał się, dokazywał, wygłupiał... A oni razem z nim, do utraty tchu. W korytarzu pociągu, oparty o framugę, stał przy Wiktorze Jaśko. Wszyscy się śmiali, tylko nie on i nie Joanna. Kiedy wreszcie ostatnim dowcipnisiom wyczerpała się inwencja, Joannie zdało się, że zatrzymał się czas. Może lokomotywa nie ruszy i Wiktor nie odjedzie. Ukradkiem obserwowała Jaśka. „Wystarczyło, żeby krzyknął: Nie pozwalam!” − pomyślała gorzko. Kiedy przeniosła wzrok na najmłodszego syna, zmroziło ją jego twarde, zgaszone spojrzenie, które zaraz ukrył. − Synku, wybacz – szepnęła i wydało jej się, że zaraz upadnie. − Oj, matulu! − skrzywił się Wiktor, odwracając głowę. Cofnął się szybko do wnętrza wagonu i zaczął rozmawiać z Jaśkiem, ale bardzo cicho. Po chwili przeszli korytarzem do drugich drzwi szeroko otwartych na peron. Jaśko, niemal popychany przez brata, zaczął schodzić po metalowych stopniach. Ledwie postawił obydwie nogi na twardej nawierzchni, gdy z pierwszego wagonu wychylił się konduktor. − Proszę wsiaaadać, drzwi zamyyykać! – zawołał z charakterystycznym zaśpiewem. Wiktor pociągnął energicznie za klamkę. Drzwi zamknęły się miękko. − No, jak jechać, to jechać! − zawołał wesoło i otworzył okno. Gwizdnęła przeciągle lokomotywa. Gdy szarpnęła do przodu, zaczął machać zamaszyście ręką, która wydała mu się nagle obca. A tak naprawdę już wymazywał z pamięci to miasto i tę szkołę, i stancję, i... Tak. Z rozmysłem zostawiał za drzwiami wagonu całe swoje tutaj życie.
….str. 64